Nasza podróż powoli dobiega końca, ale Benin zostawił sobie najmocniejsze karty na finał. Dotarliśmy do Ouidah – duchowej stolicy Voodoo i miasta o niezwykle trudnej historii.
Wieczorny wjazd do miasta był jak scena z filmu. Trafiliśmy idealnie na zachód słońca, który pomalował niebo nad Atlantykiem na fioletowo i pomarańczowo. Zamiast hotelu w centrum, wybraliśmy drewniane domki na samej plaży. To był strzał w dziesiątkę. Wieczór spędziliśmy siedząc na piasku, z nogami wyciągniętymi w stronę oceanu, sącząc zimne, lokalne piwo La Béninoise. Tylko my, gwiazdy i potężny huk fal. Totalny reset po trudach podróży.
Rano, po orzeźwiającej kąpieli w oceanie (fale wciąż silne!), ruszyliśmy do pobliskiej wioski Meko. Usłyszeliśmy bębny. Poszliśmy za dźwiękiem i trafiliśmy na lokalną ceremonię. To nie był "pokaz kulturalny" dla wycieczek. Byliśmy tam jedynymi białymi twarzami, a mieszkańcy byli tak pochłonięci rytuałem, że ledwo zwracali na nas uwagę. Jedynie dzieci zdawały się zauważać naszą obecność, zaczepiając i uśmiechając się serdecznie.
Na placu wirowały słomiane postacie – Zangbeto. To "Strażnicy Nocy", duchy Voodoo, które pilnują porządku. Widok jest hipnotyzujący: wielkie stogi siana kręcą się z nieludzką prędkością, przewracają, zmieniają kształty. Mężczyźni wybijali opętańczy rytm na bębnach, kobiety śpiewały w transie. Siedzieliśmy tam godzinę, jak zaczarowani, chłonąc tę energię. Wyszliśmy dyskretnie w trakcie, żeby nie zakłócać sacrum, ale dźwięk bębnów niósł się za nami jeszcze długo. To było najprawdziwsze Voodoo, jakiego mogliśmy doświadczyć.
Po ceremoni pojechaliśmy do Ouidah. To miejsce pamięci. Przeszliśmy trasę, którą kiedyś pokonywały miliony ludzi wywożonych do Ameryki.
Plac Niewolników (Place Chacha): Miejsce aukcji. Trudno tu stać obojętnie.
Brama Bez Powrotu (La Porte du Non Retour): Monumentalny łuk na plaży. Symbol ostatecznego pożegnania z Afryką. Stojąc tam i patrząc na horyzont, czuje się gigantyczny ciężar historii.
Ouidah to miasto kontrastów. Zobaczyliśmy:
Świątynię Pytonów: Gdzie żywe węże (święte zwierzęta w Voodoo) pełzają swobodnie. Można je nawet wziąć na szyję – mają przynieść szczęście!
Katedrę: Stojącą niemal naprzeciwko, co pokazuje niesamowity synkretyzm religijny Beninu.
Święty Las (Forêt Sacrée): Tajemniczy ogród pełen posągów bóstw Voodoo i wielkich drzew, gdzie legenda mówi, że król zamienił się w drzewo, by uciec wrogom.
Ouidah to miejsce magiczne, trochę mroczne, ale fascynujące. Czujemy już koniec naszej afrykańskiej odysei. Z piaskiem w butach i głowami pełnymi wspomnień, powoli żegnamy się z Beninem