Po bliskich spotkaniach z królami dżungli w Djamde, ruszyliśmy dalej w głąb regionu Kara. Krajobraz zmienił się tu nie do poznania – płaskie sawanny ustąpiły miejsca Łańcuchowi Górskiemu Défalé. Długie, skaliste grzbiety wyrastają prosto z ziemi, tworząc niesamowitą scenerię.
A na jednym z tych skalnych szczytów... niespodzianka! Biała postać z rozłożonymi ramionami, widoczna z daleka.
To Statua Chrystusa w Défalé. Miejscowi czasem żartują, że to takie ich małe Rio de Janeiro. Oczywiście skala jest inna, ale klimat robi wrażenie.
Postanowiliśmy wejść na górę. Auto zostawiliśmy na dole i ruszyliśmy schodami w stronę szczytu. W togijskim słońcu, które w południe nie bierze jeńców, to całkiem solidny trening! Każdy stopień wyciskał z nas siódme poty, ale motywacja była silna – widok na górze.
Gdy dotarliśmy pod sam postument, zapomnieliśmy o zadyszce. Widok stąd jest obłędny! Z góry widać jak na dłoni całą dolinę, poszarpane pasma górskie ciągnące się po horyzont i małe wioski wciśnięte między skały a pola uprawne.
Jest tu niesamowity spokój. Tylko my, wiatr, biały posąg i bezkres Afryki. To idealne miejsce, żeby na chwilę przystanąć, złapać oddech i po prostu popatrzeć na piękno tego kraju z innej perspektywy.
Zrobiliśmy pamiątkowe fotki (bo kto uwierzy, że byliśmy pod statuą a'la Rio w Togo?) i zbiegamy w dół. Region Kara ma przed nami jeszcze jedną, wielką tajemnicę do odkrycia...