Dotarcie do Sokodé, drugiego co do wielkości miasta Togo, było jak wkroczenie do innej krainy. To serce regionu muzułmańskiego, ale wieczorem religia miesza się tu z prastarą tradycją w sposób, którego nie da się racjonalnie wytłumaczyć.
Zamiast zwykłej kolacji, zafundowaliśmy sobie wieczór pełen adrenaliny. Poszliśmy zobaczyć słynny Taniec Ognia (Danse du Feu).
To nie był cyrkowy pokaz dla turystów. To duchowy rytuał ludu Tem. W ciemności, przy hipnotycznym rytmie bębnów, tancerze wpadają w swoisty trans. To, co robią z ogniem, przeczy prawom fizyki:
Dosłownie połykali płonące węgle.
Przesuwali pochodniami po gołej skórze, ramionach, a nawet twarzach, nie mając ani jednego oparzenia!
Siedzieliśmy jak zamurowani. Czuć było gorąco bijące od ogniska, a oni wchodzili w ten żywioł jak w wodę. To jedno z tych doświadczeń, kiedy rozum mówi "to niemożliwe", a oczy widzą coś zupełnie innego. Ciary na plecach gwarantowane!
Po nocy pełnej emocji, poranek przyniósł kojący powrót do naszej podróżniczej rutyny. Sokodé o świcie jest głośne, zakurzone i pełne życia.
Zatrzymaliśmy się na nasze ulubione "śniadanie mistrzów":
Przydrożny stolik, widok na pędzące skutery i kozy spacerujące środkiem ulicy.
Nieśmiertelna bagietka z jajkiem (nadal smakuje wybornie!) i mocna, czarna kawa w plastikowym kubku.
To moment na szybką naradę nad mapą i obserwację lokalsów. Nikt się tu nie spieszy, a jednak wszyscy są w ruchu.
Dojedliśmy ostatnie kęsy, otrzepaliśmy się z okruchów i wrzucamy bieg. Północ wzywa! Krajobraz za oknem powoli się zmienia – robi się bardziej sucho, a horyzont się otwiera. Przed nami kolejne kilometry przygody.