Kolejne przejście idzie już trochę sprawniej. Imigration daje karteczkę A5 którą wypełniamy, opłacamy wizę i jest pieczątka. Trochę trudniej jest z samochodem, jak zwykle. Po sali biega kilku lokalsów którzy wyrywają listy uwierzytelniające i chcą pomóc w całym procesie. Po ich uspokojeniu i krótkiej rozmowie robi się już spokojniej. Tłumaczą, że potrzebujemy ubezpieczenia które szczęśliwie oni sprzedają. Pomogą nam z tym i z wypełnieniem specjalnych formularzy online za 10USD. Ich ubezpieczenie na 3 miesiące kosztuje 60USD a cała reszta u urzędnika (podatek węglowy, opłata drogowa itp.) 80USD. Czyli wjazd samochodu to koszt 150USD. Sprawnie wypełniają papiery i przepychają się przez kolejki. Podrzucają papiery urzędnikowi do podpisania, my coś podpisujemy i można jechać. Całość zajmuje około 2 godzin.
Przejście graniczne jest tuż przy parkingu przy wodospadzie. Na miejscu mnóstwo straganów, jacyś lokalni artyści i sprzedawcy lotów śmigłowcem nad wodospadem oraz miliona innych atrakcji. My idziemy do kasy, bilet kosztuje obcokrajowca 50USD a lokalsa 7USD.
Dookoła biega kilka małp. My z gorącą kawą w jednej ręce i zimnym piwem Zambezi w drugiej idziemy na spacer w przyjemnie chłodnej bryzie wodospadu. Trasa to pętla około 4km. Gdzieś na krawędzi widzimy śmiałków którzy pływają w Devil's pool. Podobno w porze deszczowej się nie da ale ktoś potrafi. Ciężko wybrać która strona lepsza czy Zambia czy Zimbabwe. Niby to samo ale zachwyca i jedna i druga.
Po spacerze jedziemy w stronę Kazungula na granicy z Botswaną. Po drodze widzimy kolejne słonie. Tutaj jest ich zdecydowanie więcej.