Do Trynidadu z Cienfuegos jedziemy jedną z najbardziej malowniczych dróg na wyspie. Prowadzi ona wzdłuż wybrzeża Morza Karaibskiego do którego łagodnymi stokami wpadają góry Escambray. Przykrywająca je zieleń wielkich eukaliptusów, paproci i palm wywiera ogromne wrażenie. Nad ujściami rzek przerzucono imponujące wiadukty. Wspomniana okolica to teren parku krajobrazowego Topos de Collantes. W okolicach Trinidadu ruszamy na krótki treking po parku. Wybieramy trasę w okolicę wodospadu El Cubano. Podobno najładniejszy ze wszystkich w parku. Przy restauracji El Cubano znajduje się parking i początek szlaku. Można też trasę pokonać konno. Na początku trasy płaci się za wstęp do parku (5-10 peso za różne trasy). Szlak ma tylko 2 km długości. W połowie złapał nas gwałtowny deszcz, na szczęście było to przy chatce strażnika, gdzie przeczekaliśmy nawałnicę. Wodospad wciśnięty w wąski kanion robi pozytywne wrażenie. Oczywiście skorzystaliśmy z okazji na orzeźwienie i pływaliśmy u podnóża spadającej wody. Wracamy tą samą trasą i dalej do centrum Trinidadu
Nasza casa znajduje się w samym centrum. Spacer brukowanymi uliczkami, wśród pastelowych kamieniczek to czysta przyjemność. Stare amerykańskie samochody urozmaicają kadry licznych zdjęć. Wszystkie drogi w mieście prowadzą do Plaza Mayor z górującym nad placem kościołem Świętej Trójcy z XVI wieku. Samo miasto było jednym z pierwszych założonych na Kubie przez Hiszpanów. Jego historia sięga 1514 roku. Szybko urosło na światową potęgę, dzięki uprawie trzciny cukrowej i pracy ogromnej masy niewolników. Warto wejść na wieżę byłego klasztory franciszkanów z której można zobaczyć rozległą panoramę miasta z górami Escambray w tle. Czerwono brązowe dachówki dodają miastu niewątpliwego uroku. Sam klasztor nie pełni już teraz funkcji sakralnej. Kiedyś był więzieniem a teraz muzeum walki z bandytami (czyli ostatnimi zwolennikami Batisty, którzy ukrywali się w okolicznych lasach). Z Plaza Mayor, obok kościoła Trójcy Świętej pną się w górę szerokie schody prowadzące do Casa de la Musica. Tutaj znajduje się centrum życia nocnego miasta. Na schodach można podziwiać tancerzy salsy czy posłuchać muzyki. Jeśli komuś tego mało to może jeszcze podejść wyżej do dyskoteki Ayala która mieści się w naturalnej jaskini. Nietypowa atrakcja warta odwiedzenia.
Będąc w Trinidadzie warto wybrać się na piękną plażę Playa Ancon. Koniecznie trzeba spróbować Coco Loco, czyli drinka w kokosie z odrobina miodu i rumem. Jest tez okazja wypalić kupione wcześniej cygara.
Wyjeżdżając z Trynidadu na wschód warto odwiedzić byłą plantację trzciny cukrowej Manaca Iznaga. Cała Dolina Młynów (Valle de los Ingenios) to byłe plantacje trzciny cukrowej w których pracowało nawet 30 tysięcy niewolników. To oni stworzyli potęgę miasta. Okolica wraz z miastem wpisana jest na listę UNESCO. Wspomniana plantacje to jedno z lepiej zachowanych miejsc tego typu. W centrum stoi wysoka wieża na której wisiał dzwon budzących niewolników do pracy i ogłaszający jej koniec. Dzień pracy trwał nawet 18 godzin. Jest takie kubańskie przysłowie: "Cukier robiony jest z krwi". (Wejście to 1 peso). Wieża ma 43 metry i w momencie wybudowania w 1816 roku była najwyższą budowlą na wyspie. Miejsce jest popularne wśród turystów, dlatego miejscowi sprzedają tutaj swoje rękodzieła na licznych straganach. Nas najbardziej zainteresował sok świeżo wyciskany z trzciny cukrowej - guarapo. Oczywiście jest też wersja z rumem. Do szklaneczki dodawany jest kawałek trzciny do zagryzania.
Do plantacji można z Trinidadu dojechać stylowym pociągiem jednak czasami są problemy nie tyle z otrzymaniem biletu co z odjazdem samego pociągu. Słyszeliśmy historię o turyście który zakupił bilet ale po fakcie otrzymał informację, że pociąg raczej nie odjedzie bo jest zepsuty od trzech tygodni.