Rano przejeżdżając przez Aínsa postanawiamy zatrzymać się na chwilę. Chcemy zobaczyć czy faktycznie to kamienne miasteczko jest takie urocze. Przy głównej drodze znajduje się duży parking z którego do starego miasta powadzą schodki. Miasteczka faktycznie jest piękne. Za bramą zaczynają się wąziutkie kamienne uliczki. Drewniane bramy domostw i drewniane okiennice dodają mu uroku. Wszystko wyłożone kamieniem. Z rozmieszczonych w miasteczku tablic informacyjnych można poznać jego historię, oraz to, że dorobiło się na spławianiu drewna w dół rzeki Cinca. Kościółek o tej godzinie był jeszcze zamknięty, dlatego przez przestronny rynek idziemy w stronę ruin zamku. Jest to w zasadzie mur, który po zamku pozostał. Z muru możemy ostatni raz jeszcze zobaczyć górę Perdido i pożegnać się z nią. Na dziedzińcu zamku obejrzeć można rekonstrukcję tratwy jaką flisacy spławiali drewno. Wąskimi, niemal pustymi o poranku, uliczkami wracamy w stronę samochodu. Czas jechać dalej.