Opuszczamy Banff NP autostradą nr 1 na zachód. Od razu wjeżdżamy do Yoho NP. Najpierw jedziemy w stronę wodospadu Takakkaw. Z wysokości 7 razy większej niż Niagara spływa czterema kaskadami niezliczona ilość wody. Jest to woda ze znajdujacego się wyżej lodowca. Dlatego nie dość że wieje od lodowca to jeszcze wodospad tworzy lodowatą bryzę. Huk jest niesamowity. Przy wodospadzie widzimy po raz kolejny ławkę z dedykacją dla jakiejś nieżyjącej osobny. Jest to chyba bardzo popularny rodzaj upamiętniania kogoś bliskiego. Najczęściej przy wodospadach, ku czci osob które tutaj niestety zginęły, ale czasami też z dedykacją dla kogoś kto kochał dane miejsce. Dedykacja na ławce najczęściej zachęca do przystanięcia i dumania nad pięknem okolicy. Do wodospadu prowadzi stroma i kręta droga z ograniczeniem dla samochodów do 7m. Mój ma 7,5m i czasami brakowało tego kawałka i musiałem brać serpentyny na dwa razy.
Kolejne miejsce to Emerald Lake. Musimy wrócić na autostradę. Po jej ponownym opuszczeniu przystajemy na chwilę przy Natural Bridge. Ciekawy wodospadzik który znalazł sobie szczelinę tworząc naturalny most skalny. Co do wspomnianego jeziora to jego szmaragdowy kolor zachwyca. Do okoła prowadzi krótka trasa (okolo 5km). W połowie łapie nas deszcz ale szybko odpuszcza, chociaż gdzieś wokoło ciągle gdzieś grzmi. Co najciekawsze, jadąc do jeziora zobaczyliśmy wilki! Chyba jakaś wataha przechodziła przez drogę, ponieważ wilki były po jej obydwu stronach. Tutaj naprawdę jest mnóstwo dzikich zwierząt.
Jadąc na nasz kemping w Golden przystajemy jeszcze na chwilę gdzies nad rzeką Kicking Horse żeby zjeść obiad na świeżym powietrzu. Pogoda znowu nas trochę straszy. Najpierw grzeje upalne słońce, później pada a następnie znowu grzeje.
Samo miasto Golden nie zachwyca. Bardzo przemysłowe, chociaż żyje tutaj tylko 3 tyś mieszkańców. Centrum bardzo skromne.
Do końca dnia odpoczywamy grillujac sobie na kempingu.