Nasz hotel wyglada jak klasyczny motel z amerykanskich filmów. Mamy pokoje na parterze, tuż przy naszych samochodach na parkingu. Rano po pobudce, idziemy zobaczyć centrum. Tam decydujemy się skorzystać z oferty Jemiego i kupujemy rejs w poszukiwaniu wielorybów. Mamy miejsca na 12.30 i duży zapas wolnego czasu. Dlatego właśnie idziemy jeszcze zobaczyc jedną z plaż: Tonquin. Tylko kilkanascie minut marszu od miasta bardzo ładną ścieżką przez las deszczowy.
Przed rejsem dzici dostają kamizelki a my kawę. Pierwszym zaobserwowanym wielorybem byl humbak. Pieknie robil nas w konia pojawiając się raz z jednej trony łodzi a raz z drugiej. Nastepne były orki które pojawily się dosyć nieoczekiwanie dla samych organizatorów. Przed rejsem zapowiadali, że orki można zobaczyć bardzo rzadko, bo przepływają tylko tutaj gościnnie. Widzieliśmy też kilka fok, lwów morskich i orłów bielików.
Po powrocie, wygłodniali, idziemy na przepyszną pizzę z pieca opalanego drewnem do Basic Goodness. Lokal godny polecenia.
Mamy wolne popołudnie. Raz jeszcze idziemy na plażę, tym razem jednak na słynna Long Beach. Plaża bardzo szeroka i długa (10km). To tutaj zjeżdżają się surferzy jeśli nie z całego świata to na pewno z całej Ameryki. Wszystkie parkingi obstawione busami w stylu ogórka z lat ubiegłych. Większość na tablicach z Kalifornii. Chłopaki i dziewczyny w piankach z deskami rzucają się na falę na swoich deskach. Dzisiaj, moim niefachowym okiem, falę raczej kiepskie. Większość z nich udaje cały czas spławiki w miejscu gdzie powstają falę. Spacerujemy wśród wyrzuconych na brzeg krabów ale po jakimś czasie robi się nudno. Krajobraz mało zróżnicowany. Decydujemy się wrócić i jedziemy na Rain Forest Trail. Dwie krótkie ścieżki ale jakże interesujące. Ogromne drzewa lasu deszczowego, porośnięte grubym mchem wydają się pnąć bez końca w górę. Wszystko tak zielone, że zatrudni to opisać. Cała trasa prowadzi wygodnym pomostem. Ciężko byłoby to przejść bez niego wśród tych wszystkich powalonych ogromnych drzew i paproci. Niestety na parkingu okazuje się, że z Polski zapomniałem swojej, wcześniej wykupionej, przepustki do parków. Jest już po 19 więc Visitor Center jest już zamknięte. Jutro będę musiał postarać się o duplikat.
Na koniec dnia zwiedzamy jeszcze lokalny browar, który znajduje się raptem 700m od naszego hotelu. Bardzo smaczne piwka. Szczególnie Pale Ale i Dark Ale. Co ciekawe to ciemne piwo jest ważone z glonów z zatoki. Ma lekko słonawy posmak.