Nad ranem startujemy z Warszawy. Pierwszy lot, po niecałych dwóch godzinach kończymy w Amsterdamie. Nasz hotel jest przy lotnisku. Dostajemy się do niego darmowym autobusem. Zostawiamy rzeczy i jedziemy zobaczyć miasto. Spod hotelu autobus bierze nas za 6 euro w jedną stronę, dziecko za 1 euro ma całodzienną kartę. Płatne u kierowcy ale tylko kartą.
Dojeżdżamy pod muzeum Rembranta. Pogoda jest wyśmienita. Piękne słońce i przyjemnie ciepło. Dzieci biegają na bosaka po fontannie. Obowiazkowe zdjęcie przy napisie "I am sterdam".
Przy pierwszym kanale decydujemy się na zwiedzanie z poziomu wody. Bilet na łódkę HopOn-HopOff 22 euro, chyba że przez internet, wtedy 20. Powoli opływamy miasto. Żałujemy tylko, że nie zrobiliśmy sobie zakupów. Stolik obok nas wyciągnął winko, ser i winogrona. Tak byłoby jeszcze przyjemniej. Na czwartym przystanku, po ponad godzinie, już się trochę nudzimy. Wysiadamy przy dworcu głównym i idziemy zwiedzać z buta.
Miasto bardzo fajne, wąskie i wysokie kamienice gęsto przy sobie. Niektore z nich maja problem z pionem. Idziemy wśród gęstego tłumu na główny plac miasta Dam. To od niego wzięła się nazwa stolicy Holandii. Podziwiamy okolicę. Nowy Kościół i Pałac Królewski. Idąc w stronę Starego Kościoła coraz częściej czuć specyficzny "amsterdamski" zapach w powietrzu. Pojawiają sie pierwsze czerwone witryny. Jest środek dnia a i tak panie kuszą. Jaka ironia, że najstarszy kościół w mieście otacza dzielnica czerwonych latarni.
Dochodząc do starej wagi, głównie dzieci i ich nogi, decydują o powrocie na łódkę. Szwędamy sie wśród kanałów, przez chińską dzielnicę w stronę dworca. Tam znowu na łódkę która zabiera nas do starego portu i później spowrotem, zachodnimi kanałami na miejsce startu. Tym razem jednak jesteśmy lepiej przygotowani i to my robimy smaka sąsiadom.
Długo siedzimy jeszcze nad kanałami z nogami zwieszonymi z murku. Chłonąc atmosferę miasta popijamy Amstela.
Kiedyś trzeba jednak wrocic do hotelu. Tutaj niestety dostajemy złą wiadomość. Nasz jutrzejszy lot z Zurychu do Vancouver jest opóźniony z powodu choroby pilota o bagatela 11 godzin!
--edit--
Zapomniałem dodać, o co się upomniała Kasia, że największą atrakcją dnia było spotkanie Slasha. G'n'R koncertowali tutaj wczoraj. Niestety nie pozwolił się sfotografować. Po wymownym spojrzeniu jego goryla nie chciałem sprawdzać kto biega szybciej. Zadowoliliśmy się uśmiechem gwiazdy.