Morze Wattowe to ciekawy ewenement który w zasadzie nie jest morzem. Watty to bardzo szerokie połacie terenu odsłaniane w trakcie odpływu i zalewane w trakcie przypływu. Są doskonałym siedliskiem dla ptaków, ponieważ obfitują w pożywienie. Takie watty ciągną się od Holandii do Danii pomiędzy Wyspami Fryzyjskimi a kontynentem. Bardzo fajnym miejscem do podziwiania tego zjawiska jest Park Narodowy Szlezwicko-Holsztyńskiego Morza Wattowego. My konkretnie pojechaliśmy do Bordelum. Jest tam, porośnięty już trawą, długi półwysep Hamburger Hallig. Przed wałem przeciwpowodziowym zatrzymuje nas szlaban. W automacie obok, gdzie znajduje się informacja turystyczna, wykupić należy bilet. Następnie przejeżdża się wąską drogą, na której co jakiś czas jest mijanka dla samochodów. Wszędzie dokoła owce, tam gdzie ich nie ma to ptaki. Pogodę mamy lekko deszczową, dlatego na końcu półwyspu idziemy ogrzać się przy kawie i gorącej czekoladzie do przyjemnej restauracji krytej strzechą. W międzyczasie trochę się rozpogodziło. Zadowoleni idziemy na spacer.
Po obserwacji ptaków jedziemy do Dagebull gdzie nocujemy. Małe ciche miasteczko. Jest tutaj prom wożący ludzi na sąsiednie wyspy. Wzdłuż wałów chroniących miasteczko od morza ciągnie się ścieżka rowerowa z której można zachwycać się widokami morza. My śmigamy tam na naszych hulajnogach. Czuć bliskość Danii, w restauracji można zjeść śledzia w bułce.