Już kiedyś chcieliśmy zobaczyć deltę Dunaju, było to od strony Rumuni. Jednak wtedy czas na to nie pozwolił. Tym razem się udaje. Nowiuteńką drogą od strony Strumok dojeżdżamy do Wilkowa. Nazwa jest trochę myląca, ponieważ nie ma nic wspólnego z wilkami. Pochodzi od kształtu krzyża starowierców, który niektórym przypomina widelec. To tutaj uciekali oni przed prześladowaniami. Byli stosunkowo bezpieczni dzięki niedostępnym terenom. Sama wioska nazywana jest Wenecją Wschodu (która to już Wenecja? :) Jest gęsto podzielona kanałami po których mieszkańcy poruszają się łodziami. Do niektórych miejsc nie da się tam dojść a tym bardziej dojechać, pozostaje tylko łódź. Jedziemy przez całą miejscowość do rodzinnej firmy Pelikan która organizuje rejsy po Dunaju. Wynajmujemy małą motorówkę z przewodnikiem i płyniemy do punktu "0". Jest to symboliczne miejsce od którego mierzy się długość rzeki. Delta Dunaju jest rezerwatem przyrody i ostoją dzikiego ptactwa, co doskonale widać w trakcie rejsu. W drodze powrotnej przepływamy kanałami Wilkowa. A po powrocie czekał na nas posiłek z miejscowych darów rzeki. Zupa rybna, wędzone i smażone rybki a do tego wino gospodarzy.
Całkiem przyjemna taka wycieczka łodzią.
Dalej chcemy jechać do Izmaili. Kusi nas najkrótsza droga wzdłuż Dunaju, jednak nasz przewodnik nam to stanowczo odradził. Mówi, że ta droga to "jama na jamie" i żeby lepiej wrócić tak jak przyjechaliśmy i dalej M15 na Izmaił. Tak też robimy i o ile droga do M15 to wspomniana nowiuteńka droga to dalej jest już tylko gorzej. Aż strach sobie wyobrazić jak wyglądałaby ta droga z "jamą na jamie".