Dzień nas przywitał jeszcze piękną pogodą. Mijamy ostatnie zachodnie fiordy z pięknymi ośnieżonymi szczytami. Przed nami przełęcz i wjeżdżamy na wyżyny. Pogoda zaczyna drastycznie się zmieniać. Śnieg i wiatk pokazuje nam swoje oblicze. Po jakimś czasie zjeżdżamy do Egilsstaðir położonym w dolinie nad jeziorem. Podobno w tym jeziorze żyje potwór, bliższy lub dalszy kuzyn potwora z Loch Ness. Odpuszczamy sobie wodospad Hengifoss położony na południowo-zachodnik krańcu jeziora. Pogoda taka sobie i nie chce się nam z dzieciakami spacerować w takich warunkach.
Krótka wizyta w mieście, znaczki, spożywka i spacerek na punkt widokowy. Jedziemy dalej.
Robi się jeszcze ciekawiej. Śniegu już tyle, że asfaltu nie widać, dobrze, że mamy kolce. Jedzie się przyzwoicie, chociaż cały czas w obawie co będzie dalej. I w zasadzie tak cały czas do Myvatn.