Dopływamy do Vegi. Wyspa ta, razem z licznymi, mniejszymi okolicznymi wysepkami wpisana jest na listę UNESCO. Tych wysepek jest około 6 tysięcy. Wpis na listę zawdzięcza mieszkańcom, którzy przez wiele lat współżyli tutaj z dzikimi kaczkami. Były one podstawą ich życia. Pod swoimi domami budowano schronienia dla tych ptaków, które wyścielały swoje gniazda bardzo cennym puchem. Po odchowaniu piskląt kaczki odlatywały a mieszkańcy zbierali bardzo cenny surowiec. Do dzisiaj się to praktykuje, a puch z edredonów to najlepszy materiał na ciepłe kurtki. Wyspę uważa się za najmniej zmienioną przez gospodarkę człowieka wyspę na świecie.
Jedziemy na zachodni skrawek wyspy. Naszym celem była najwyższa tutaj góra Trolltinden - Trolli szczyt. Niestety pogoda jest średnia. Bardzo niskie chmury zasłaniają cały widok i zrobiło się już późno. Dlatego wybieramy się na szlak wzdłuż wybrzeża z widokiem na jedną z większych wysp archipelagu - Sola. Pomimo późnej pory, jest już 23 jakaś liczna grupa turystów wybiera się na ferratę u podnóża Trolltinden. Taka jest zaleta polarnego lata, całą dobę jest jasno i bezpiecznie można chodzić po górach.
Na szlaku pierwszy raz zetknęliśmy się z pysznymi czerwonymi jagodami: cloudberry. Są one tutaj bardzo pospolite. Robi się z nich m.in. dżemy. W Polsce widziałem dżem z tych jagód w IKEA.
Następnego ranka jedziemy do miasteczka Holand. Jest tam muzeum związane z wspomnianą hodowlą kaczek. Miasteczko samo w sobie jest warte zobaczenia. Drewniane, czerwone domki oddają ducha Skandynawii.