Do Porto dolecieliśmy po południu. Były spore turbulencje. Na lotnisku idziemy jeszcze do wypożyczalni po nasz samochód. Jeśli ktoś jedzie tylko do Porto to samochód jest zbędny. Po pierwsze z lotniska jest blisko do miasta i jest dobrze z nim skomunikowane. Po drugie parkowanie w Porto to jakiś dramat. Jest bardzo tłoczno i prawie każde miejsce jest płatne. My mieliśmy apartamenty bardzo blisko centrum, co skutkowało jeszcze większymi problemami z miejscem. Na szczęście zawsze się jakoś udało zaparkować. Zdecydowaliśmy się na samochód, ponieważ chcemy jeszcze zobaczyć okolicę. Nasze pierwsze kroki skierowaliśmy nad ocean. W okolicach Porto można bez trudu znaleźć kilka rewelacyjnych plaż. Przywitały nas potężne fale, z których kitesurferzy nie robili sobie nic, wręcz przeciwnie, im większa tym lepsza. Po kilku minutach zaczęła się nieprzyjemna mżawka. Niestety towarzyszyła nam już niemal cały wieczór.
Po spacerze nad oceanem i rozpakowaniu się w naszym miejscu ruszyliśmy na miasto. Wieczorny spacer po Porto, zwłaszcza po sezonie, to czysta przyjemność. Wąskie uliczki, schody to w górę to w dół. Dzieci szybko miały dosyć. Najlepszym tego dowodem jest ich zabawa wieczorem. Położyli się do łóżka i bawili się w rodzinę która śpi :)
Już nie możemy się doczekać żeby zobaczyć to miasto za dnia.