Niem dotarliśmy do Kopenhagi, pogoda zmieniła się diametralnie. Wyszło piękne słońce, a chmury tworzyły doskonałe tło. Resztę dnia mamy na zwiedzanie stolicy a popołudnie na park Tivoli.
Pastelowe kamienice wyglądają przepięknie, zwłaszcza w takim słońcu. Dodatkowo uroku dodają kanały, fosy i stawy, nad którymi się znajdują.
Z hotelu idziemy wzdłuż dawnych murów zamykających miasto i fosy, którą obecnie przekształcono na wielkie stawy miejskie. Ciągle trzeba pamiętać o rowerzystach, którzy ogromna prędkością przemykają swoimi ścieżkami. Idziemy w stronę ogrodów botanicznych i zamku Rosenborg. Obecnie w centrum, kiedyś był pozamiejską rezydencja królów. Wybudowany w XVII wielku dla Chrystiana IV. Z zamku doskonale widać pobliskie koszary w których żołnierze w wielkich czapach maja musztrę. Dzieci od razu zauważają podobieństwo do niedawno odwiedzanego Londynu, Żołnierze różnią się kolorami.
Następnie spacer prowadzi w stronę wielkiej twierdzy obronnej z czasów Fryderyka III (XVII wiek) - Kastellet. Po drodze przechodzi się przez ciekawa dzielnicę robotniczych domów. Wybudowano tutaj całe osiedle niskich i długich domów, dla marynarzy, żeby ich w mieście zatrzymać.
Tuż za twierdzą przysiaduje, chyba najbardziej znany, symbol miasta - Mała Syrenka. My widzieliśmy dwie, jedna zaskakująco podobna do Zosi ;)
Wzdłuż wybrzeża zmierzamy do Amalienborga - rezydencji królewskiej. Po drodze można zwiedzić ciekawą cerkiew Aleksandra Newskiego z XVIII wieku i Kościół Marmurowy, które znajdują się obok pałacu. Na terenie Amalienborga znowu spacerują żołnierze w futrzanych czapach. Są bardziej rozluźnieni i swobodniejsi niż Londyńczycy. Gdy tylko ktoś za blisko podejdzie do zabudowań lub usiądzie np. na krawężniku gwiżdżą na niego i nakazują się przesunąć.
Stąd już niedaleko do Nyhavn. Davnego nabrzeża portowego, a dzisiaj najmodniejszej dzielnicy z kolorowymi kamienicami, klimatycznymi knajpkami i mnóstwem turystów.
Nasze kroki kierujemy w strone pewnego fenomenu - enklawy Christiania. Jest to dawna baza marynarki wojennej, która po opuszczeniu stała się squatem. Zajęli ją wszelkiej maści ludzie niezależni. Od artystów po narkomanów. Zwana też jest Wolnym Miastem Christiania i w pewnym sensie duńskie prawo tu nie obowiązuje. Można tutaj handlować narkotykami (na mocy pewnego kompromisu władza przymyka na to oko, jeśli handluje się tylko miękkimi narkotykami) ale nie można biegać i fotografować. Biegać nie wolno, ze względu na to, że biegają tylko uciekający przestępcy (sic!) a fotografować, żeby nie uwieczniać handlu narkotykami i dealerów. Mają nawet swoja flagę (Trzy żółte kropki na czerwonym tle - od kropek nad trzema literkami i w słowie Christiania).
Stąd już idziemy w stronę Tvoli, ku uciesze zwłaszcza dzieci. Chociaż sami mamy niesamowita frajdę z zabawy na karuzelach, kolejkach i łódkach. Ogrody Tivoli maja swój charakter. Bardzo przypominają nam stare wesołe miasteczka i cyrki jakie już można zobaczyć na filach.