Nareszcie dojechaliśmy. Niestety pogoda się załamała i pada. Najpierw idziemy do naszego hotelu. Dzieci są wniebowzięte, wszędzie klocki. Nasz pokój jest w pirackim klimacie. Na dziecięcych łóżkach czeka na nie mały upominek, małe zestawy. W szafie pudło klocków do zabawy. Ubieramy pelerynki i idziemy do parku. Jak już tyle przejechaliśmy to deszcz nam nie przeszkodzi. Na szczęście szybko przestaje padać ale jest chłodno. Jest jeden plus takiej pogody: absolutny brak kolejek. Wszędzie wchodzimy "od ręki", nigdzie na nic nie czekamy. Zabawa trwa do zamknięcia, czyli do 18.00. Na końcu przechodzimy przez sklep w którym wydaje się fortunę na pamiątki, no ale... wspomnienie dzieciństwa. Park bardzo fajnie rozplanowany, z wielu atrakcji korzystaliśmy kilkukrotnie i w zasadzie pod koniec już mieliśmy dosyć obrotów i podskoków. Z niektórych atrakcji niestety nie skorzystał Piotrek, ponieważ kilka tych najbardziej ekstremalnych było dla dzieci od 120cm a on jeszcze tyle nie ma. Ale i tak był zadowolony. Jak już zamykano park to nawet słońce się pojawiło ;) Skoro było jeszcze trochę czasu to pojechaliśmy do Jelling.