Nie będzie tutaj wielu kropek na mapie, co nie znaczy, że nie ma tu co robić. Jest i to dużo.
Generalnie na Malediwy są trzy sposoby:
Pierwszy to tańszy hotel na lokalnej wyspie. Jest to fajne rozwiązanie ze względów finansowych. Jednak ma swoje minusy. Naszym zdaniem dosyć duże. Ten kraj jest bardzo muzułmański. Nie ma tutaj kompletnie żadnego alkoholu ;) Kobiety nie mogą wyjść rozebrane na plażę, mężczyźni zresztą też nie są zbyt mile widziani paradujący w samych kąpielówkach po mieście. W niektórych miejscach jest wręcz zakaz kąpieli w strojach i to dla obydwu płci. Nie znaczy to jednak, że tak jest wszędzie. Coraz więcej wysp wydziela "prywatne plaże" na których można spędzić czas bardziej po europejsku (ale nadal bez alkoholu ;). Dlatego jeżeli wybiera ktoś taką opcję to koniecznie niech dokładnie sprawdzi czy w pełni wykorzysta uroki tego bajecznie pięknego miejsca. Co do alkoholu to jeśli ktoś wpadnie na pomysł, żeby taki samemu sobie przywieźć to może go spotkać niespodzianka na lotniku. Celnicy prześwietlają bagaże i konfiskują wszystko. Dokładnie mówiąc to oddają butelki w depozyt, wracając można go sobie odebrać z lotniska. Nie wolno tez wwozić tutaj innych symboli religijnych niż muzułmańskie, chociaż do naszych medalików i krzyżyków nikt się nie przyczepił. Podejrzewam, że większy problem będzie miał ksiądz z monstrancją ;)
Drugi sposób to pływające hotele. Istnieją oferty rejsów po wyspach archipelagu. Co dzień inne miejsce, inna plaża inna rafa. Bajka, ale z naszymi dziećmi odpada.
Trzecia opcja którą my wybraliśmy to wyspa-hotel. Cała wysepka to jeden hotel. Tutaj panują bardziej liberalne zasady niż w reszcie kraju. Nasza wyspa ma 2km obwodu. Strefa czasowa jest przesunięta o godzinę w stosunku do reszty kraju (jest to częste udogodnienie dla turystów, inaczej słońce zachodziłoby już o 18 godzinie). W barze dostępny jest alkohol. Po tygodniu ma się wrażenie, że znasz tutaj już wszystkich. Mieszka tu mniej ludzi niż na naszym osiedlu. Hotel nazywa się Adaaran Select Meedhupparu i najbliższą lokalną wyspą jest Meedhoo.
I co dalej? Dalej jest kilka opcji. Leżeć na leżaku za długo się nie da, ze względu na silne słońce. Pamiętajcie o tym wybierając ten kierunek. My mieliśmy filtr 50 a i tak nam skóra zaczęła schodzić po kilku dniach.
Na szczęście jest centrum sportów wodnych. Tutaj można zaszaleć od kajaków, windsurfingów klasycznego banana po skutery wodne. Chyba mają tutaj wszystko. Nie ma co się dziwić. To tak jak w Zakopanem narty zimą. Ocean jest niemal gładki, fale nie przeszkadzają w szaleństwie na wodzie.
Ja najbardziej cieszyłem się z centrum nurkowego. Tutaj postanowiłem spróbować tego pierwszy raz. Niestety cena całego kursu ISS nie jest tutaj tania (1000USD). Dlatego z kursu zrezygnowałem i skusiłem się na pojedyncze nurkowania. Wydawało mi się, że bez odpowiednich papierów nie będzie to możliwe. Jednak chęć zarobienia pieniędzy robi swoje i tak samo jak ja większość turystów takich papierów nie ma. Odbywaliśmy tzn. nurkowania testowe. Pierwszy kontakt ze sprzętem mieliśmy za darmo. Polegał na krótkim zejściu dosłownie na 1 m i przepłynięciu z instruktorem niewielkiego kółeczka. Trzeba było poznać swoje możliwości. Kolejne nurkowanie odbywało się na sąsiedniej rafie. Rejs, sprzęt i instruktor to koszt 160USD. Około 20 minut na 5m. Kolejne nurkowanie to obcowanie z mantami na 15 metrach. Niesamowite przeżycia.
Ponad to można wybrać się na kilka lokalnych wycieczek np. rejs w poszukiwaniu delfinów, rejs na lokalne tubylcze wyspy, rejsy na bezludne wyspy (do wyboru piknik na łasze piasku - dosłownie, lub piknik na niewielkiej niezamieszkanej wyspie z kilkoma palmami).
Generalnie nudzić się nie można. Jednak wybitnie nie jest to kierunek backpackerski ale odpocząć można, aż do przesycenia.
Zamieszczam poniżej obszerną galerię. Niech obrazy przemówią za siebie.