Wyjeżdżeni na nartach wracamy. Zjeżdżając z płaskowyżu niemal wjeżdżamy do Innsbrucku. Nie mogliśmy go nie zobaczyć. Niestety Austria żegna nas lekkim deszczem i zachmurzeniem. Bo plan był taki, żeby odwiedzić skocznię Bergisel i napić się kawy w przeszklonej restauracji na jej szczycie. Niestety chmury wiszą bardzo nisko nad miastem więc z tarasu byłoby widać tylko mleko a z ziemi nie byłoby widać skoczni. Odpuściliśmy to sobie i spacerujemy tylko po starym centrum. Zaskakuje nas ilość zwiedzających miasto Azjatów, to chyba Japończycy. I to nie tylko Innsbruck ale wszędzie gdzie byliśmy na tej wycieczce było ich mnóstwo.
Samo stare miasto nie jest rozległe. Od Łuku Triumfalnego, gdzie zaparkowaliśmy, do do Katedry Św. Jakuba jest niespełna kilometr. Spokojnie i bez pośpiechu można więc spacerować po starówce.