Następny przystanek to jęzor lodowca Skaftafell. Parkujemy pod centrum informacyjnym. Jest tam kilka biur które chętnych mogą zabrać na wycieczkę po lodowcu. My chcemy tylko podejść do jęzora. Na miejscu mapa kieruje nas na dobrze oznaczone ścieżki. Szlak prowadzi pod sam jęzor. Jest ogrom. Jak człowiek był dzieckiem i w szkole uczył się o tych wszystkich morenach, czołach itp. to wtedy to była taka abstrakcja. Na miejscu wszystko wydaje się takie logiczne i oczywiste. Wracamy równoległą ścieżką i idziemy dalej w stronę wodospadów.
Idąc do Svartifoss mijamy po drodze kilka mniejszych, chociaż równie ciekawych wodospadów. Ścieżka oznaczona jako niebezpieczna z osuwiskami nam przypomina najzwyklejsze szlaki Beskidów. Tylko drzewa jakieś takie inne. Myślę, że można by tutaj kręcić sceny z Hobbita lub Władcy pierścieni. Do samego Svartifoss podchodzimy w pośpiechu i równie szybko uciekamy. Zaczyna nas przeganiać śnieg z deszczem. Do samochodu jest bez mała 15-20 minut więc nie chcemy żeby zmoczyło dzieci. Jednak opad znika równie szybko jak szybko się pojawił. Więc schodząc w dół udało się jeszcze zobaczyć skansen Sel.
Skansen czyli dwa domy i dwie szopy kryte darnią. Strasznie podoba mi się ten pomysł na wykańczanie dachu. Tylko jak po tym kosiarką jeździć ;)