Ruszamy powoli w stronę Gori, miasta Stalina, co usta miał jak malina. Nadal pochmurnie, ale ciepło. Czuć dużą wilgoć w powietrzu.
Przejeżdżamy przez centrum Batumi. Miasto nadal imponuje. Niesamowicie dużo nowych inwestycji!
Po drodze, w okolicach Batumi rozciągają się hektary dawnych pól herbacianych. To o nich śpiewały Filipinki. Teraz z herbaty niewiele zostało. W latach świetności około 90% produkcji sprzedawano do ZSRR. Po odłączeniu się Gruzji na jej towar nałożono embargo i nie bylo już rynku zbytu. Ponieważ towar był niskiej jakości (zbierano go kombajnami) nikt go nie chciał. Na pola wpuszczono krowy, po nich zasadzono eukaliptusy. Miały one osuszyć podmokłe tereny. Później zaczęły się eksperymenty. Sadzono cytrusy, bambusy itp.
Wszędzie na drogach pląta się mnóstwo zwierząt. Krowy, kozy, świnie czy psy.
Gdzieś po drodze zatrzymujemy się na chaczapuri, herbatkę i gruzińskie piwko. W tle straszy stara kopalnia manganu. Całe ruiny rozciągają sie na przestrzeni kilku kilometrów. Przetwarzano tam mangan z 12 kopalni. Cena piwka to 4 lari w knajpce a 1.8 lari w sklepie. Chaczapuri i herbatka to 5 lari. Niedaleko znajduje sie miasto Czyjadura. Tam nadal wydobywa się mangan a czas się zatrzymał. Ze scian porządku pilnuje Stalin a windy zamyka się gwoździem. My nie mamy czasu. Jedziemy dalej.