Przejechaliśmy ponad 550km od 6 do 19.30. Po drodze pełno atrakcji. Zosia rozbawiła właścicieli miło wyglądającej kwatery przy Nador 61. Jeszcze tylko formalności, finanse, kąpiel i można iść odpocząć.
Idziemy na spacer do centrum Gyógyter. Centralny plac otoczony jest monumentalnymi budowlami z XIX wieku, związanymi z uzdrowiskowym charakterem miasta. Miły początek. Udajemy się do przystani pełnej jachtów. Nie mogliśmy sobie darować rejsu statkiem po jeziorze (1400Ft). Rejs pod żaglami trwał godzinkę. Zosia jak na komendę, zaraz po odbiciu statku od brzegu, wody jeziora przywitała kupką. Całe szczęście, że pozwolono nam zejść pod pokład zmienić pieluszkę.
Przyszedł czas na tradycyjny węgierski gulasz (w dwóch postaciach: zupy i gulaszu z kluseczkami). Objedzeni po obiedzie udaliśmy się na spacer promenadą wzdłuż jeziora. Po drodze mijaliśmy liczne kioski z winami. Po zakupieniu kieliszka można próbować różnych winek.
Zaopatrzyliśmy się w lokalne winka (Badascony, Szurkebarat, Olaszrizliny) oraz piwko na wieczór (Soproni). Przyszło mi do głowy, żeby sprawdzić kto je produkuje, ale nie sprawdziłem, że na etykiecie napisane jest 0.0% ;) No ale chociaż wina maja co trzeba. Niestety nie dotarliśmy do północnej części miasta, ani jaskini, coś w końcu trzeba zostawić na następny raz.