Tym razem na dłużej. Tym razem dokładniej. Tym razem, gdy wchodzi się główną bramą do miasta, mijając potężne mury obronne miasto robi inne wrażenie. Znikają z oczu warowne mury, pojawiają się wąskie uliczki, charakterystyczne balkoniki i cień. Gęsty tłum który gna zawsze w inną stronę niż my. Ale w pozytywnym znaczeniu. Jest gwarno i przyjemnie. Słychać różne języki, chociaż to może maltański brzmi za każdym razem jakoś inaczej. Raz jak arabski, raz jak jakiś ugrofiński, czasami przypomina niemiecki. Co ciekawe Maltańczycy zaczynają zawsze rozmowę po angielsku. Dopiero gdy orientują się, że rozmawiają z tubylcem przechodzą na maltański. Cóż, była kolonia brytyjska robi swoje. Tutaj każdy mówi po angielsku.
Główna ulica Triq-Ir Repubblika jest naprawdę tłoczna, pełna turystów, ekskluzywnych sklepików i kawiarenek. Wystarczy troszkę z niej zboczyć by troszkę się przerzedziło. A jak chcesz spokoju to naprawdę trzeba go trochę poszukać ;)
Jest wiele rzeczy do zobaczenia. Nie ma sensu wszystkiego wymieniać. Każdy przewodnik opisał to już wiele razy. Trzeba iść przed siebie i podziwiać, podziwiać, podziwiać.